Szarlatani czarnego PR
Dawno temu w nie tak odległej polskiej galaktyce rządził zły imperator Kaczyński. Wyrządził wiele niegodziwości, ale dobry lud pod przewodnictwem trybunów pokroju Marty Lempart się zbuntował i zrzucił jarzmo niewoli a teraz światły premier Donald Tusk podejmuje się trudu nawrócenia polskiego ludu na wiarę europejską. Tak w pewnym – przyrzekam niewielkim – uproszczeniu oraz w tonie trochę – doprawdy tylko trochę – parodystycznym można streścić formę i tezy wykładu na temat "odrodzenia demokracji" w Polsce, który to zainteresowanym tą tematyką Czechom dał praski intelektualista, tłumacz, znany publicysta, były ambasador w Paryżu i fascynat Polski Petr Janyška.
W tym zorganizowany w Brnie spotkaniu jak w soczewce skupiły się pewne prawdy. Można by rzecz, że nie było w tym nic zaskakującego, no może poza poczuciem odrealnienia, ponieważ dało się odnieść wrażenie, jakoby były na powrót lata 90 a jakiś dziarski akolita Adama Michnika stał przez tłumem z poczuciem, że może bezkarnie opowiadać najgłupsze kocopały.
Na przekór tej przewidywalności z fascynacją śledziłem, jak – jakby to ująć - rzeczywistość daje się przyłapywać na gorącym uczynku. Czasem bowiem w przypływach pokory i refleksji mówimy sobie, że ludzie których darzymy wielką niechęcią z powodów ideowych nie są tak źli lub tak niemądrzy, że poglądy które im przypisujemy przecież nie mogą być tak wyświechtane, szablonowe, płytkie i prymitywne. A tutaj proszę – rzeczywistość, ani po raz pierwszy ani po raz wtóry, dobitnie potwierdza, że w rzeczy samej bywają tacy. Co więcej bywają nieformowalni i niezmienni. Wykład towarzyszył bowiem wydaniu książki będącej serią wywiadów z takimi tuzami polskiego życia publicznego jak Lecz Wałęsa czy wspomniany Adam Michnik, którzy w zamyśle autora mają opowiedzieć Czechom, jak to naprawdę jest w kraju nad Wisłą. Dla tych kręgów czas się zaprawdę zatrzymał a granice śmieszności zatarły.
Dlaczego jednak o tym piszę? Powodem jest symptomatyczność tej sytuacji. Wizerunek polski za granicą buduje rozległa sieć tego typu "uznanych autorytetów". Tam gdzie diabeł – tzn. nadwiślański mainstream – nie może, tam zagranicznego speca od Polski pośle. Niżej podpisany udał się na to spotkanie z obowiązku. Polskiego obowiązku. Intuicja podpowiedziała mi, że z podium zabrzmią tezy niemądre. Ponieważ wyznaję zasadę, że każdy jest chcąc, nie chcąc ambasadorem swego kraju – aktywnym lub nie, mniej lub bardziej świadomym tego faktu, dobrym lub gorszym – to nie pozostaje mi nic innego jak być na miejscu i oponować, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Bóg mi świadkiem, że takowa potrzeba zaszła. Tym bardziej, że Czesi w ostatnich latach jakby odkryli Polskę po latach zbywania nas milczeniem czy też pogardliwym wzruszaniem ramiom. Nagle ta biała plama na mapie przyciąga uwagę tłumów czeskich turystów oraz dziennikarzy i analityków. Mówi się o nas zatem dużo i będzie się mówić coraz więcej. Po części głównej, w trakcie której prowadzący spotkanie zaprosił publiczność do zadawania pytań, poprosiłem o mikrofon i kulturalnie ale bardzo asertywnie zabrałem się za demontaż agitki pana Janyški. Podawszy przykłady wielu jednoznacznie fałszywych tez wyrażonych podczas prelekcji a ponaglany przez prowadzącego posumowałem wypowiedź stwierdzeniem, że poglądy autora są skrajnie subiektywne i nie ma w nich krzty zrozumienia prawdziwych układów na polskiej scenie politycznej. Nie powiem, był trochę zmieszany, ale ciężar argumentów wyrażanych w kulturalnej i nienagannej czeszczyźnie wymusił na nim próbę rzeczowej odpowiedzi na pytanie. Po kilku nacechowanych jakimś kompromisem zdaniach wróciły jednam eschatologiczne tony i na scenie ponownie rozegrała się walka dobra ze złem. No cóż, nie bez przyczyny użyłem w tym tekście określenia "nieformowalny".
Jaka z tego płynie nauka? Bo bez nauki byłoby to zaledwie komiczne – choć w gruncie rzeczy przygnębiające – zdarzenie. Nauka jest dwojaka. Po pierwsze widzimy tu mały trybik z hali z fabryce konsensusu, mówiąc Chomskim, bo oddajmy mu sprawiedliwość, określił to zjawisko trafnie. Po drugie powinniśmy sobie zdać sprawę, że maszyneria propagandowa wymierzona w Polskę to rozległa sieć takich właśnie trybików, sieć oplatająca dużą połać globu. Polonia na obczyźnie stanowi również wielką sieć, z której władze polski jednakże nigdy nie umiały i nie chciały właściwie skorzystać, co też się raczej nie zmieni. Stąd płynie konieczność organicznego działania środowisk i jednostek poza granicami kraju. Każdy winien sobie wziąć do serca, prawdę którą wyraziłem kilka ustępów wyżej. Jesteśmy ambasadorami i lobbystami sprawy polskiej. Każdy na swój sposób i swą miarę. Prostujmy kłamstwa, budujmy wizerunek i walczmy o nasze interesy, bo "obowiązki mamy polskie".
Na zdjęciu z lewej główny bohater zdarzenia. Na zdjęciu z prawej niżej podpisany wsadza kij w szprychy. Zdjęcia są zapożyczone ze strony festiwalu Babilon, w ramach którego odbyła się prelekcja.